Z cyklu korpo-słownik: ESKALACJA
10 grudnia 2014 Praca 9 komentarzy

Z cyklu korpo-słownik: ESKALACJA

Dzisiejszy tekst jest wyjątkowy. Głównie dlatego, że inspiracja nie pochodzi z mojego mózgu, ale jest zasłyszana. Temat jest jednak na tyle trafny, że muszę Wam to opowiedzieć. Posłuchajcie.

Na wstępie dodam, że poniższa rozprawa, będzie prawdopodobnie zrozumiała wyłącznie dla pracowników środowiska korpo.

W prawdziwym świecie bowiem „eskalacja” w tym znaczeniu, nie występuje.

Czym zatem jest?

W najprostszym wydaniu – jeśli nie potrafisz efektywnie porozumieć się z innym pracownikiem, eskalujesz tę kwestię na grzędę wyżej. Do szefa tego człowieka, potem do szefa jego szefa. Aż do skutku. Aż ktoś się nad Tobą pochyli i pomoże Ci uzyskać zamierzony cel. Tym celem często jest zmuszenie osoby, z którą nie potrafiłeś dogadać się sam, do tego, aby zrobiła coś, czego od niej potrzebujesz. Ot, drobnostka.

W prawdziwym świecie eskalacja nie istnieje, bo tam ludzie po prostu rozmawiają. Próbują porozumieć się efektywnie. A efektywnie znaczy skutecznie. Nie eskalują siebie nawzajem, bo zupełnie nie znają tego pojęcia. Nie dlatego, że jest zbyt abstrakcyjne. Dlatego, że tam, na taki mechanizm mówi się donosicielstwo.

A donosicieli nikt nie lubi. System (świat) jest skonstruowany tak, że skutecznie ich wychwytuje, a potem publicznie ośmiesza. Już od przedszkola. Pamiętacie piosenki o skarżypycie?

Ja też nie lubię donosicieli (czyt. grand eskalatorów).

Głównie dlatego, że taka maniera pracy świadczy o totalnej bezsilności, z elementami komunikacyjnej głupoty. A na te dwie rzeczy mam ostatnio naprawdę bardzo ograniczoną odporność.

 Jak przestać być donosicielem?

Zanim o „jak”, najpierw o „kiedy”.

Kiedy? Od teraz

Jak? To proste:

  1. Zrób szybki rachunek sumienia i oceń, jak często eskalujesz ludzi, zamiast próbować się z nimi dogadać.
  2. Jeśli zdarza Ci się ta haniebna praktyka, zrób mocne postanowienie poprawy. Obiecaj sobie, że od dziś nie będziesz już nigdy, na nikogo donosił.
  3. W trudnych sytuacjach, podejmuj próby dialogu. W razie niepowodzenia próbuj dalej. Miarą twojego sukcesu jest efekt. Jeśli efektem jest eskalacja – wracasz na poprzednią planszę. Przegrałeś.

Nie lubię jak przegrywasz. Przestań więc.

Basta prosi.

Ładnie.

9 komentarzy
Poprzedni Dlaczego musisz zacząć dobrze zarabiać? Następny Lubi się kumpli albo kiełbasę. Szefa się ceni.

Zrezygnuj

https://www.linkedin.com/pulse/robisz-czy-nie-artur-sierpinski

Marek Ozyhar

Problem w tym, ze utarło sie, ze „eskaluje sie kogoś.” A tak na prawdę eskaluje sie problem, czyli zwraca sie do osób które mogą podjąć decyzje / zaangażować środki itd, w sytuacji kiedy osoba szczebel niżej nie może bądź nie chce podjąć takiej decyzji/ wykonać działań. Jeśli zrozumiemy ze eskaluje sie problem, czyli zwraca sie do władnych celem jego rozwiązania, to nie ma żadnego donosicielstwa. Oczywiście po uprzednich próbach rozwiązania go z osoba do której sie pierwotnie zwracaliśmy.

paulinabasta.com

Marek,
słusznie dodałeś ostatnie zdanie.
Kłopot w tym, że coraz częściej ludzie w ogóle nie próbują, tylko od razu wytaczają działa.
W skrajnych przypadkach nawet nie dając „eskalowanego” w CC.
Wiem, znam, widziałam zylion razy.
Nie lubię.

Danny Devine

Eskalacja to nie donosicielstwo. To tylko narzędzie. To, że niektórzy jej nadużywają nie znaczy od razu, że jest ona z gruntu zła – to ludzie lecący z miejsca do przełożonych są idiotami. Równie dobrze można krytykować młotek – możesz za jego pomocą zrobić sporo złego drugiej osobie, ale czasem bez niego po prostu nie da się pracować.
Ponadto błędnie rozgraniczasz pracę oraz „prawdziwy świat”. Praca to JEST prawdziwy świat – gdzie różni ludzie, wychowani w różnych kręgach kulturowych i obdarzeni różnymi temperamentami muszą współpracować dla wspólnego efektu. Eskalacja jest w takim tyglu jedną ze standardowych i jasno rozpoznawalnych reguł współpracy – także z ludźmi, dla których zaproponowany przez Ciebie model dyskusji jest po prostu obcy.

paulinabasta.com

Danny,
konstruktywna dyskusja zawsze w cenie.
W odpowiedzi:
1) Kategoria „prawdziwy świat” dotyczyła rzeczywistości pozakorporacyjnej, a nie pozapracowej. Poza korporacją pojęcie „eskalacji” nie istnieje. Pani w mięsnym nie eskaluje przecież koleżanki z sekcji marchewki-gruszki. Albo dają sobie „po razie” i same rozwiązują problemy w pracy, albo jedna donosi na drugą. Uproszczenie, ale moim zdaniem obrazowe i zupełnie zgodne z moimi obserwacjami.
2) Myślę, że trafnie użyłeś wątku młotka. Ja jednak celowo jednowymierzyłam swój tekst i nie pisałam o wyjątkach, kontekstach. Krytykuję zjawisko eskalacji głównie dlatego, że widzę, że w korporacjach (m.in. przez nadanie neutralnego w brzmieniu imienia) jest na nie zbyt (!) duże przyzwolenie. Z zasady. Nie potrafisz czegoś wyegzekwować? Eskaluj! Prosta ścieżka do efektu. I to właśnie sprawia, że w konsekwencji ludzie często nie potrafią się odnaleźć w korpo-świecie. Mówi się o wyścigu szczurów i innych takich. Bo przecież w naturze człowieka leży potrzeba socjalizacji, funkcjonowania w grupie. Jeśli więc cały organizm pozwala na niesocjalne zachowania, promuje skrajnie złą kulturę komunikacji – w konsekwencji pojawiają się same kłopoty.
3) I jeszcze jeden komentarz (tym razem nie bezpośrednio do Ciebie, Danny – bo Ty akurat skumałeś zjawisko, o którym pisałam). Mój tekst nie był o eskalacji w wydaniu wpisanym w SLAs (czyli jeśli pierwsza linia wsparcia nie wie jak rozwiązać daną kwestię, eskaluje ją „procesowo”, na drugą). To zupełnie inne zjawisko. Neutralne w swej konstrukcji. No, to tak dla jasności – wszystkim tym, którzy poczuli wzburzenie na owej…pierwszej linii:-)

Eskalacja jest dla mnie w duzym stopniu i w wielu obserwowanych przypadkach wynikiem niedojrzałości biznesowej (z braku lepszego wyrażenia) i stracenia z pola widzenia szerszego kontekstu sytuacji, którą tą eskalacją organizujemy. Eskalujacemu mogloby sie wydawac, że ktoś gdzieś tam nic nie robi, tylko czeka, az dostanie kolejnego questa z serii „rozwiąż nie swój problem.” Eskalacja jest porażką – dzieloną równo pomiędzy eskalujacych i eskalowanych w oczach mieszkańca wspomnianej „grządki wyżej.” No nie dogadali się, pomyśli. I bedzie miał rację.

Powinno to byc narzedzie ostateczne, kiedy obie strony czują, że juz tylko biorą rozbieg i walą baranka w ścianę – wtedy to nie jest donosicielstwo, a dojrzała prośba o wsparcie. W innym wypadku to czesto słabość, lenistwo i wołanie „Pani” bo kolega z klasy mnie rzucił lilijką. Brak odwagi w szukaniu porozumienia z drugim człowiekiem, a takim brakiem odwagi należy gardzić.

Dobranoc!

Ps. Pomijam tu procesy eskalacji w rolach wspierajacych. Ciężko trochę nie generalizowac mowiac o tak szerokim zjawisku w tak mnogiej i zroznocowanej ilosci kontekstow, w jakich wystepuje.

Pps. Basta, bardzo udany ten blog!

Rafał Mazek

Tak luźno dołączając do dyskusji warto zwrócić uwagę na kaleczenie polszczyzny w „korpojęzyku”: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/korporacyjna-eskalacja;16167.html

paulinabasta.com

A to jest akutat temat-rzeka. Mamy przecież nie tylko eskalację, ale całą masę targetów, risorsów, dedlajnów, etc…
W „prawdziwym” świecie, slang nie do ogarnięcia…

Paweł niepowiemjaki

Tyle tylko, że targety i inne risorsy, są słowami mającymi znaczenie w obcym jezyku i zapożyczamy je do polsszczyzny. Z eskalacją jest tak, że w innych językach znaczy dokładnie to samo co w naszym: zwiększać, potęgować. Tym samym jeśli ktoś eskaluje coś, kogoś, w tym wypadku problem taki, że ktoś nie chce dla kogoś zrobić pracy, to nie znaczy, że zgłasza do przełożonych, tylko że potęguje problem, czyli sam jest problemem. Ludzie nie rozumieją tych pojęć i nazywają to slangiem, korpo-językiem, a to nic innego jak brak szacunku do języka i usprawiedliwianie tym samym własnej lango-głupoty (takiego słowa tez nie ma).