Praca ma to do siebie, że czasami można od niej odpocząć (woo hoo!). W erze przed rozmnożeniem, temat był dla mnie zawsze jasny. Jedziemy na koniec świata, bez planu. Takie wyprawy zawsze lubiłam najbardziej.
Kiedy zostałam mamą, temat urlopu, stopniowo przepoczwarzał się w rodzinne tabu. Ciocie, babcie, sąsiadki, zgodnie tylko machały głowami, mówiąc „no, to skończyło się to wasze…p-o-d-r-ó-ż-o-w-a-n-i-e”.
Nigdy, do końca nie rozumiałam powodów takiego rozumowania, ale rzeczywiście, przez pierwsze 18 miesięcy rodzicielstwa, nie wychyliliśmy się poza Europę. Niby nic, ale dodając do tego prawie rok ciąży, przerwa robi się odczuwalna. I tak, aż do lutego 2014. Wybór kraju, odbył się za pomocą klucza, który od lat nam towarzyszył – zobaczyliśmy wyprzedaż biletów lotniczych i poszło. Panama.
Bez zbędnych wstępów – było fantastycznie. Nasza, wtedy, 1,5 roczna córka spisała się na medal, a jakość czasu spędzonego wspólnie jest nie do opisania. Do tej pory sądzę, że wszyscy bardzo się do siebie zbliżyliśmy podczas tej podróży.
Zanim opowiem o kilku kwestiach logistycznych/ organizacyjnych, spójrzcie na ten film. W części da Wam pojęcie, o czym mowa:
A teraz, obiecana, logistyka – w pigułce:
- Najważniejsze, co musisz zrobić przed daleką podróżą z małym dzieckiem, to… przekonać siebie samego. Że warto, że to bezpieczne (toć dzieci żyją [zdrowo i dużych ilościach] również poza Polską).
- Potem, ogarnąć kwestie zdrowotne. My szczepiliśmy małą na meningokoki i WZW B. Temat malarii odpuściliśmy (bo na to trzeba jeść wstrętnie smakujące tabletki, których Tola na pewno by nie chciała). Sprawdziliśmy na stronie WHO obszary, na których nie występuje malaria i tego rejonu się trzymaliśmy. Ogólnie – na zachód nie zaglądaliśmy.
- Jeśli chodzi o noclegi, to mieliśmy rezerwację tylko na pierwsze dwie noce. Będąc na miejscu, z dnia na dzień, decydowaliśmy gdzie jedziemy dalej. Nie było żadnego problemu ze znalezieniem lokum. W sumie, podczas tych dwóch tygodni, spaliśmy w 8 różnych miejscowościach i warunkach. Od mega wypasów, przez chatkę bez bieżącej wody, podłogi i elektryczności, na wyspach San Blas (bo tam cywilizacja nie zagląda – co oczywiście jest mega!), do mieszkania nad nocnym klubem w Porto Bello. Mnogość doświadczeń.
- Transport był zaskakująco prosty. Korzystaliśmy z publicznych autobusów, łodzi i taksówek. Na początku, trudno było nam ogarnąć temat braku fotelika dla dziecka, ale po chwili obserwacji (wszyscy wozili dzieci na kolanach) dostosowaliśmy się do lokalnych zwyczajów. Tola najmniej lubiła podróże łodzią (co było częste, bo kilka nocy spędziliśmy na różnych wyspach Indian Kuna). Mieliśmy ze sobą, zabraną z Polski, mini-kamizelkę ratunkową. Warto coś takiego ze sobą mieć, bo nikt nie dysponuje takim dobrodziejstwem na miejscu. Jeśli chodzi, z kolei o podróż samolotem – na filmie jest z tego migawka. Prosisz załogę o zamontowanie mini-gondolki przed twoim siedzeniem (wcześniej ją, za darmo, rezerwujesz online), sadzasz tam dziecko (nasze było już trochę za duże, ale udało się) i…lecisz w spokoju.
- Ceny są różne. Ogólnie jest raczej porównywalnie z Polską, może odrobinę taniej. Podróżując z dzieckiem, jasne, że nie śpisz po hostelach, lub w nocnych pociągach/ autobusach, więc na pewno trzeba dysponować dozą rozsądnej gotówki. Niemniej jednak, będąc w ubiegłym roku nad Bałtykiem, pomyślałam, że na końcu świata – za te same pieniądze można dużo więcej mieć (w kwestii oferty doznań, jakie proponuje dane miejsce). Przykładowe ceny:
– nocleg: od 30$ za noc/ os (płacą tylko Ci, którzy mają własną gotówkę, czyli dzidziuś nie;-)) w B&B, w Panama City do 120$ za noc/ os, za chatkę bez wody, prądu i podłogi nawet… na prywatnej wyspie w Archipelagu San Blas. Granica 100$ w górę to również okolice centrum w Panama City (ale za to z basenem na dachu i w bardzo fajnych warunkach, więc nam było to bardzo na rękę). W pozostałych miejscach, płaciliśmy m-dzy 50 a 60$.
– woda: 1$
– dobry, świeżo-rybny obiad: 10-15$, jak chcesz homara, płacisz 30$. Ogólnie wypas.
– transport: tak jak w Polsce. Podróże łączone (jeep przez dżunglę, dostarczenie na łódź i podróżowanie pomiędzy wyspami) są w bardzo rozsądnych cenach 30-50$.
– akcesoria dzidziusiowe: pieluchy, jedzenie etc… trochę taniej niż u nas.
Jasne, że zabawa nie należy do najtańszych, ale jest w zasięgu, średnio zarabiającej pary, polskich rodziców. Szczególnie, w kontekście cen nad Bałtykiem.
Bardzo polecam tego typu pomysł na rodzinny urlop. My zawsze wybieramy się na taki, zimą. Gdy w Polsce, po ulicach, jeżdżą pługi, my, bosą stopą biegamy po plaży. Dużo lepiej znosi się mrozy, będąc w okolicach równika.
Czy wrócę do Panamy? Pewnie nie. Nie stała się moim ulubionym miejscem na Ziemii, ale zdecydowanie zaznaczyła się w mojej pamięci, jako miejsce, które uświadomiło mi, że… z dzieckiem też się da. I, że stając się rodzicem, wcale nie trzeba tracić wszystkich swoich, przedrodzicielskich właściwości oraz pasji. Wraz z dzieckiem, nic się nie kończy. Wręcz odwrotnie.
PS. Szczególne podziękowania dla osoby, która skleiła dla Was ten film. Bartek – I owe you one! Masz to na piśmie i w internetach.
Dzieki Ci za ten temat!:) mimo ,że nie mam dzieci z wieloma osoba toczę zacięte dyskusje , że można-bo przecież można z dzieckiem podróżować jak widać:) Super blog! czytam regularnie:)