To nic osobistego, to tylko praca
3 lutego 2015 Praca 10 komentarzy

To nic osobistego, to tylko praca

Utarty wzór. Powiedzenie, które funkcjonuje w naszym języku od lat. Zamiast zastanowić się głębiej czy ma sens, najczęściej dość bezmyślnie go powielamy. "Nie bierz tego do siebie! To tylko praca".

Dziś krótko, bo temat drażliwy (dla mnie od lat). Wzbudza emocje i przyspiesza akcję Basta–serca.

W firmach panują dwie formy zarządzenia tematem „osobistego zaangażowania”.

  • Jedną z umiejętności, która różnicuje ludzi w środowisku pracy, jest radzenie sobie z emocjami. Są tacy, którzy w trudnych momentach, skupiają się na faktach, próbując panować nad falą napływającej frustracji (czasami nawet gniewu) oraz tacy, którzy zupełnie nie ogarniają tej sfery. Ta druga grupa, choć (moim, optymistycznym zdaniem) jest w mniejszości, dla obserwatora jest dużo bardziej widoczna. W trudnych sytuacjach ten typ traci kontrolę. Zaczyna krzyczeć, wymachiwać rękami, przekraczać wszelkie granice dobrego, komunikacyjnego smaku. Wiecie o jakich ludziach mowa? ***Pewnie część z Was zaciesza właśnie pod nosem, wizualizując swojego szefa, albo szefową żony, męża, sąsiadki. Każdy w pracy zna przecież jakiegoś oszołoma. *** Jak to się dzieje, że tacy ludzie wciąż istnieją? W obfitości i absolutnej harmonii sami ze sobą. Ano tak, że na końcu każdej sytuacji-krzak, serwują sobie i odbiorcy krótkie: „Don’t take it personal, it’s just business”. Taka fraza, sprawnie eliminuje dyskomfort nadawcy i pomaga mu szybko wrócić na poziom absolutnego samouwielbienia. No bo przecież nie nawrzeszczałem, właśnie na pracowników, tylko… podsumowałem trudną sytuację biznesową. Nic osobistego, tylko praca. Jeśli jest nam to na rękę, często korzystamy z takiego schematu, usprawiedliwiając swoje błędy. Właśnie! Jeśli jest nam to na rękę…
  • Zmiana frontu następuje wtedy, kiedy firma lub konkretnie – przełożony, chce do- lub wy-cisnąć z człowieka jakąś ponadprzeciętną energię, kreatywność, pokłady drzemiącego potencjału. Wówczas słyszymy coś dokładnie odwrotnego. Wtedy rekomendacja brzmi: zaangażuj się, weź osobistą odpowiedzialność, zaufaj i spraw by Tobie ufano. Koniecznie osobiście. Niemal intymnie.

Osobista odpowiedzialność jest potrzebna. Spędzamy w pracy bardzo dużo czasu. Codziennie. Po co to robić, jeśli miałoby nas to zupełnie nie obchodzić. Zgadzam się, więc z drugą opcją. Angażujmy się osobiście i tego samego wymagajmy od naszych pracowników. Każda rozmowa z pracownikiem to osobiste zaangażowanie. Przy stole nie siedzą kosmici, tylko ludzie. A ludzie są osobiści. I już.

Tylko proszę, róbmy to w obu scenariuszach. Nie grajmy argumentem personalnego zaangażowania, tylko wtedy gdy jest nam to na rękę i najkrócej mówiąc, czegoś potrzebujemy.

Nie pozwalajmy sobie (i innym dookoła), na niedbałość komunikacyjną i wybuchy złych emocji, tłumacząc to później, tylko prostym…it’s nothing personal, it’s just business.

To złe, nieeleganckie i śmierdzące słabością. W najgorszym wydaniu.

Nie znoszę jak okolica śmierdzi. U Ciebie niech pachnie CHANEL.

10 komentarzy
Poprzedni Systemy ocen pracowniczych. Motywują czy do(za)bijają? Następny Akcja-reakcja. Zatańczysz?

Zrezygnuj

Aspagio

Przez zaangażowanie w pracy rozumiem wykonanie sumienne, z należytą starannością. Absolutnie nie oznacza to zaangażowania na poziomie osobistym.
Podobnie ocena wykonanej pracy, jakakolwiek by nie była, dotyczy pracy, nie osoby.

Jeśli więc ktoś ocenę wykonanej pracy bierze do siebie, zdecydowanie powinien zasięgnąć opinii specjalisty.

paulinabasta.com

Tutaj znowu, Aspagio się z Tobą nie zgodzę. Nie chodzi o branie-lub-nie-branie do siebie. Tylko o formę przekazu/ wymagania, które stawia przed nami firma. Sedno tkwi w komunikacji na linii przełożony – pracownik. W tym czego, jak i kiedy firma oczekuje.

Aspagio

O tym właśnie piszę, że szef, oczekując zaangażowania, ma na myśli sumienność i staranność działania.
Doprawdy nie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której pracownik mógłby takie oczekiwania zrozumieć inaczej, niezależnie od formy. Przecież on wie po co pracuje…

paulinabasta.com

Zależy jaki szef, zależy jaki pracownik.

Paulino super blog, dopiero sie zaczynam w nim rozczytywac i polecam dalej. Dajesz do myslenia. Ja wiele razy sobie powtarzam, kiedy klient po mnie jedzie: to tylko praca. Prawda jest jednak taka, ze zly nastroj po tym pozostaje. A wiele osob wie, ze jak urzadzi taka guest situtation to cos dla siebie wygra, czy to jakas redukcje, czy inny przywilej. Takie zycie, klient jest panem, zwlaszcza jak czasem sobie powrzeszczy; Pozdrawiam serdecznie Beata

Dopiero dziś do Ciebie trafiłem ale zostanę chyba stałym czytelnikiem.
Moim zdaniem w pracy rzadko udaje się uniknąć bardzo osobistego zaangażowania, przynajmniej w moim przypadku. Ale to także podnosi wartość wykonywanego projektu.

paulinabasta.com

Ja chyba jestem bardzo podobnym przypadkiem, Marcin 🙂

Jestem trenerką efektywności osobistej i szkolę od około 10 lat. I w korporacjach i klientów indywidualnych. Nie chcę niczego oceniać, ale widzę bardzo wyraźną prawidłowość – żaden przedsiębiorca, freelancer, czy też osoba prowadząca swoją własną działalność gospodarczą nie mówi o tym co robi „to tylko praca”. Każdy traktuje to osobiście bo każdy fragment osobistego (bardzo osobistego) zaangażowania wpływa bezpośrednio na wyniki!
„To tylko praca” słyszę w zasadzie tylko od osób pracujących na etacie, które często myślą, by ten etat zamienić już na jakiś inny.
Nie wyobrażam sobie pracy, w którą nie miałabym się osobiście angażować. Najpierw bym uschła a potem umarła 🙂

Aspagio

W jednym się mogę zgodzić.
Nadmierne osobiste zaangażowanie, na wszystkich etapach działania przedsiębiorstwa, to częsta przypadłość właścicieli firm. Wpływa negatywnie na normalne funkcjonowanie… często uniemożliwia rozwój, ponieważ właściciel oczekuje tego samego od swoich pracowników.
Tego typu patologiczne podejście widoczne jest w strategii (ja szef wiem najlepiej) marketingu, wizerunku, komunikacji i sprzedaży.
Taki kochający firmę właściciel nie umie delegować zadań, nie potrafi zaufać pracownikom, żywi przekonanie, że musi wszystkiego osobiście dopilnować lub nawet po innych poprawiać. Często kończy się to zawałem przed 50, czasem zejściem, zwykle morową atmosferą w firmie i wysokim współczynnikiem rotacji kadr kierowniczych.
Nie lepiej jest w kontaktach z podwykonawcami – osobiście zaangażowany szef traktuje wszystkich jak bezmózgich realizatorów jego pomysłów, nie znosi sprzeciwu a jedynym konsultantem, którego głos uznaje jest żona. Na nic dyplomy, referencje, wiedza i kompetencje – przy szefie zakochanym w swojej firmie będziesz od ruszania myszką, a wyniki badań mają się zgadzać z widzimisię zleceniodawcy pod groźbą nieotrzymania zapłaty.

Krzysiek

Właśnie zmieniłem prace i zastanawiam się czy da się osiągnąć ponadprzeciętne efekty bez ponadprzeciętnego zaangażowania. Moim zdaniem nie. Czy da się tak zaangażować w wykonywana prace bez osobistego do niej stosunku?

Mam wrazenie, ze tylko roboty mogą sobie na to pozwolić. Nawet jeśli pracują się „tylko na etacie”.