Utarty wzór. Powiedzenie, które funkcjonuje w naszym języku od lat. Zamiast zastanowić się głębiej czy ma sens, najczęściej dość bezmyślnie go powielamy. "Nie bierz tego do siebie! To tylko praca".
Dziś krótko, bo temat drażliwy (dla mnie od lat). Wzbudza emocje i przyspiesza akcję Basta–serca.
W firmach panują dwie formy zarządzenia tematem „osobistego zaangażowania”.
- Jedną z umiejętności, która różnicuje ludzi w środowisku pracy, jest radzenie sobie z emocjami. Są tacy, którzy w trudnych momentach, skupiają się na faktach, próbując panować nad falą napływającej frustracji (czasami nawet gniewu) oraz tacy, którzy zupełnie nie ogarniają tej sfery. Ta druga grupa, choć (moim, optymistycznym zdaniem) jest w mniejszości, dla obserwatora jest dużo bardziej widoczna. W trudnych sytuacjach ten typ traci kontrolę. Zaczyna krzyczeć, wymachiwać rękami, przekraczać wszelkie granice dobrego, komunikacyjnego smaku. Wiecie o jakich ludziach mowa? ***Pewnie część z Was zaciesza właśnie pod nosem, wizualizując swojego szefa, albo szefową żony, męża, sąsiadki. Każdy w pracy zna przecież jakiegoś oszołoma. *** Jak to się dzieje, że tacy ludzie wciąż istnieją? W obfitości i absolutnej harmonii sami ze sobą. Ano tak, że na końcu każdej sytuacji-krzak, serwują sobie i odbiorcy krótkie: „Don’t take it personal, it’s just business”. Taka fraza, sprawnie eliminuje dyskomfort nadawcy i pomaga mu szybko wrócić na poziom absolutnego samouwielbienia. No bo przecież nie nawrzeszczałem, właśnie na pracowników, tylko… podsumowałem trudną sytuację biznesową. Nic osobistego, tylko praca. Jeśli jest nam to na rękę, często korzystamy z takiego schematu, usprawiedliwiając swoje błędy. Właśnie! Jeśli jest nam to na rękę…
- Zmiana frontu następuje wtedy, kiedy firma lub konkretnie – przełożony, chce do- lub wy-cisnąć z człowieka jakąś ponadprzeciętną energię, kreatywność, pokłady drzemiącego potencjału. Wówczas słyszymy coś dokładnie odwrotnego. Wtedy rekomendacja brzmi: zaangażuj się, weź osobistą odpowiedzialność, zaufaj i spraw by Tobie ufano. Koniecznie osobiście. Niemal intymnie.
Osobista odpowiedzialność jest potrzebna. Spędzamy w pracy bardzo dużo czasu. Codziennie. Po co to robić, jeśli miałoby nas to zupełnie nie obchodzić. Zgadzam się, więc z drugą opcją. Angażujmy się osobiście i tego samego wymagajmy od naszych pracowników. Każda rozmowa z pracownikiem to osobiste zaangażowanie. Przy stole nie siedzą kosmici, tylko ludzie. A ludzie są osobiści. I już.
Tylko proszę, róbmy to w obu scenariuszach. Nie grajmy argumentem personalnego zaangażowania, tylko wtedy gdy jest nam to na rękę i najkrócej mówiąc, czegoś potrzebujemy.
Nie pozwalajmy sobie (i innym dookoła), na niedbałość komunikacyjną i wybuchy złych emocji, tłumacząc to później, tylko prostym…it’s nothing personal, it’s just business.
To złe, nieeleganckie i śmierdzące słabością. W najgorszym wydaniu.
Nie znoszę jak okolica śmierdzi. U Ciebie niech pachnie CHANEL.
Przez zaangażowanie w pracy rozumiem wykonanie sumienne, z należytą starannością. Absolutnie nie oznacza to zaangażowania na poziomie osobistym.
Podobnie ocena wykonanej pracy, jakakolwiek by nie była, dotyczy pracy, nie osoby.
Jeśli więc ktoś ocenę wykonanej pracy bierze do siebie, zdecydowanie powinien zasięgnąć opinii specjalisty.