Networking? Że niby po co mi to? Nie wiem, nie umiem, nie ogarniam.
Ostatnio byłam na spotkaniu dużej organizacji biznesowej. Po części merytorycznej organizatorzy zaprosili uczestników do kuluarów. Przy dobrej nucie w tle, degustacji whiskey i kawałkach pożywienia, można było… popitolić. O biznesie, o doświadczeniach, o wszystkich-ważnych-i-mniej-ważnych-rzeczach-z-którymi-borykamy-się-na-co-dzień. Rozmowy były ciekawe, inspirujące, czasami lekkie, czasami daremne. Zależy która. Bilans absolutnie na plus. W części towarzyski, a w części rzeczowy. Z każdego tego typu spotkania wychodzę z nową dozą doświadczeń, usłyszanych (lub opowiedzianych) historii, nowym zestawem twarzy, które rozpoznaję.
Staram się bywać. Szczególnie na tych spotkaniach, które w moich oczach wnoszą w moją rzeczywistość jakąś rozsądną wartość. Lubię poznawać nowych ludzi, wiedzieć co się dzieje dookoła mnie. Lubię też opowiadać – o tym, co piszczy w Basta-świecie. Dlatego do kuluarów zawsze zaglądam. Nie wszyscy jednak mają podobne nastawienie.
Często po spotkaniach „biznesowych”, część sali zostaje, w gotowości na tzw. networking, druga część zaś wstaje i wychodzi. Niestety statystyka mojej obserwacji w tej dziedzinie jest jednoznaczna. Im młodszy uczestnik, tym rzadziej zostaje, lub (co dla mnie wciąż pozostaje kompletną zagadką) podział rysuje się na granicy płci. Kobiety zwijają kram i wracają na bazę, mężczyźni zostają i uprawiają sztukę budowania swoich kontaktów.
Nie wiem czemu tak jest. Zgaduję. Moje rozmyślania krążą wokół braku komfortu rozmawiania z „obcymi” lub niedostrzeganiu wartości networkingu w zawodowym życiu człowieka.
No więc o co w tym wszystkim chodzi?
- Po pierwsze o dostęp do informacji. Jeśli się nie rozglądasz, niczego nigdy nie dojrzysz. Nie wiesz co w jakiej trawie piszczy, jak rozwijają się firmy i ludzie dookoła Ciebie. Zostajesz w tyle i na własne życzenie izolujesz od reszty ciekawego świata.
- Po drugie o rozszerzenie twojej strefy wpływów (w dobrym tego słowa zabarwieniu). Im więcej osób znasz, tym więcej masz informacji. Im bardziej doinformowany jesteś, tym więcej osób do Ciebie lgnie. Kręgi się powiększają, a twoje życie jest coraz bardziej różnorodne. Różnorodność jest dobra. #KręciMnieTo
- Po trzecie o społeczne potrzeby człowieka. Z natury jesteśmy społeczni. Akceptacja i uznanie grupy odniesienia podnosi nasz poziom szczęścia. Trudno by był wysoki, bez próby zbudowania ciekawej grupy owego odniesienia. Im bardziej wartościowa jest, tym większa satysfakcja z jej uznania.
To o czym nie wolno Ci zapomnieć
Networking nie jest relacją jednostronną. Jeśli włączasz się w jakąś dyskusję, podejmujesz decyzję o udziale w danym spotkaniu – zanim zastanowisz się, co z tego będziesz mieć, pomyśl o tym, co Ty sam położysz na stole. Ta relacja musi zawsze zaczynać się od dawania lub przynajmniej od na to gotowości.
Jeśli wchodzisz w nową społeczność z pozycji odkurzacza, jedyne co Cię może spotkać to… tumany kurzu pod szafą. Nie odkurzajmy więc. W każdej relacji, oferujmy coś w zamian.
Trafiłaś w samo sedno 🙂 bez networkingu bardzo ciężko istnieć biznesowo. Zależne jest to oczywiście od stanowiska, ale prędzej czy później okaże się, że bez kontaktów mamy problem ze zmianą pracy, nie wiemy co się dzieje wokół, czym zajmują się inni. Od 2lat regularnie chodzę na różne spotkania (w Trójmieście), a kontakty z nich wykorzystuję w życiu prywatnym i zawodowym, co niezwykle inspiruje. Dajmy się poznać 🙂