Nie daj się nabrać
17 lutego 2016 Życie 27 komentarzy

Nie daj się nabrać

Możesz nawet być brzydki. Ale jeśli tak, to upewnij się, że jesteś bardzo brzydki. Wszechbrzydki. Z gęby ohydny taki.

W minionym tygodniu zapadłam na anginę. Człowiek leżał z gorączką w łóżku i wciągał antybiotyk. Stan ten miał wiele minusów i jeden zasadniczy plus – mogłam spokojnie nadrobić zaległości w czytaniu.

Czytałam wszystko, co wpadło mi w oko. Przestrzał tematów był zaskakujący. Od historii japońskich samurajów, do zaległej końcówki ostatniego Stiglitz’a. W międzyczasie było dużo o rozwoju osobistym, motywacji i koncepcji cytrynowego życia (że wyciskać trzeba). Międzyczas balansował na granicy kiczu. Czasami męczył, czasami nużył, czasami bawił. Mądrości w nim było niewiele.

A to za sprawą retoryki, która w moim mózgu nie znajduje wygodnego miejsca. Retoryki, która wciska nam wszystkim, że sukces (pojęty w dość osobliwy sposób) to jedyny, właściwy, życiowy azymut. Że żyjemy w czasach, gdy nie wolno nam być przeciętnym. Że każdy z nas musi dążyć do wyjątkowości.

Że możesz nawet być brzydki. Ale jeśli tak, to upewnij się, że jesteś bardzo brzydki. Wszechbrzydki. Z gęby ohydny taki. Na pewno, brzydszy niż cała otaczająca Cię banda. Że jeśli się wspinać, to na Everesty. Jeśli biegać, to maratony. A jak śpiewać, to od razu jak Piaf.

A ja, coraz częściej myślę sobie, że w tym wszystkim trzeba mi właściwej proporcji. Że na pewno chcę dbać o sfery, które zajmują w moim życiu najważniejsze miejsce. Tu, jestem gotowa na skrajny wysiłek. Cała reszta jednak nie zasługuje na ciągłe dążenie do doskonałości. W całej reszcie chcę mieścić się właśnie w przeciętności. Tej wygodnej, pachnącej i lekkiej.

Wspinać się będę na Górę Sowią, biegać tyle, ile trzeba, by przetrzymać zdrowie, a śpiewać – dzieciom do snu. Czasami na imprezie, gdy odwaga zasilona.

Żyjemy w czasach, w których potrzeba wyjątkowości stała się częściowo naszym przekleństwem. Moje pokolenie jest chyba pierwszym w historii, które nie rozwodzi się z powodu kłopotów w małżeństwie. My rozchodzimy się stadnie. Często dlatego, że w pewnym momencie czujemy, że z kimś innym, mogłoby nam być tę odrobinę lepiej. Czasami jest. Częściej – tylko do kolejnej zmiany.

Morał dziś jest taki, żebyś był uważny, drogi Basta-Czytelniku. Wyjątkowość jest cenna. Ale tylko w wyjątkowych kategoriach.

Wiem, że jesteś ambitny, a to czasami przeszkadza. Ambicja nie pozwala odpuścić. Nawet w miejscach, w których warto.

Ciekawe czy znasz te miejsca. Ja zaczynam poznawać własne.

Niech nam się wiedzie.

27 komentarzy
Poprzedni Siła powitania Następny Ego, kolego!

Zrezygnuj

Małgorzata

Czytam i myślę sobie „no właśnie!”. Od jakiegoś czasu mam podobne przemyślenia. Wszyscy we wszystkim muszą być najlepsi. A mi właśnie też marzy się taka przeciętność piękna i spokojna. Tam, gdzie jest na nią miejsce. I życie od razu wydaje się milsze…

Dla jednych doskonałość, ambicja i perfekcjonizm w każdej dziedzinie jest sposobem na życie. Takie wybrali i życzę im powodzenia. Nie ma we mnie jednak akceptacji na piętnowanie przez nich przeciętności u innych, szczególnie dla tych co wybrali ją we wszystkich kategoriach życia. Pozwólmy wszystkim żyć wg własnych reguł i wartości. Możemy zachęcać, pokazywać pewne drogi, wspierać, ale decyzja zawsze należy do człowieka, który być może nie jest jeszcze gotowy na zmiany i takie ma prawo. Szanujmy własne i innych wybory.

Ja po wielu latach zrozumiałam, że nie chcę być kierownikiem. Chcę być podwładnym. Dookoła słyszę- możesz być dyrektorem. Mogę, ale nie chcę. To budzi zdziwienie. Można nie mieć dużych ambicji zawodowych?

paulinabasta.com

Można. Duże to też często niekoniecznie ambicje managerskie/dyrektorskie. Zależy od człowieka, zależy od perspektywy.

Grzegorz

Czy to tylko brak ambicji zawodowych czy też zmęczenie ciągłym braniem odpowiedzialności, podejmowaniem decyzji i walką z korpo-betonem ?

Dobry wpis. Mysle, ze media spolecznosciowe odgrywaja ogromna role w zasilaniu tego pedu do doskonalosci, bo przeciez na facebookach, instagramach i innych ludzie dziela sie, owszem, swoim zyciem, ale pokazanym z perspektywy super: zdjecia, na ktorych swietnie sie wyglada, jesli jedzenie to tylko z super restauracji (kto by fotografowal jarzynowa jedzona przy stole w kuchni w pospiechu), znajomi tez tylko piekni i zawsze spotykani w miejscach eleganckich, a wakacje tylko miejscach egzotycznych, bo przeciez wyjazd do Borow Tucholskich nikogo nie poruszy. Gdyby portale spolecznosciowe byly bardziej przyziemne, a nie probowaly ukazywac wyjatkowych momentow z zycia jako codziennosci, moze ped do doskonalosci bylby mniejszy, bo i przecietnosc bylaby powrzechniejsza. (przepraszam za brak polskich znakow – takie ustawienia komputera niestety).

paulinabasta.com

Ja bym chętnie do Borów się wybrała, Joanna. Chyba zarzucę temat Basta-mężowi 😉

„Jesteś przeciętny” brzmi dzisiaj jak obelga. A czy przęcietny nie powinno oznaczać po prostu dobry, normalny? Dobry na swoim pozimie, tak jak danego osobnika to zadowala, przecież nie każdy musi osiągać szczyty, szczyty które są szczytami dla innych.
Idąc dalej spójrzmy na rozkład normalny (tak tylko dla przykladu, patrząc od innej strony), który pokazuje ze 70% to ludzie przeciętni a 15% powyzej to postacie wybitne, 15% poniżej to hmmm…poniżej. Chodzi mi o to, że to ładnie pokazuje jak bardzo realnie opieramy sie na normalności i przeciętności, jak bardzo jest nam to potrzebne. W obliczu oczekiwań dzisiejszego świata warto miec swoją normalność i przeciętność, to taki komfort psychiczny. I chyba warto pamiętać, ze lepsze moze byc wrogiem dobrego. A bycia wyjątkowym nie mozna włożyć w jakiekolwiek ramy bo to właśnie na tym polega. Nie podchodzi pod kryteria bo to wyjątkowe…
Lubię moją normalność/przeciętność…może w jakiś sposòb to samo w sobie jest wyjątkowe…

Angina nie angina – ważne, że głowa pracuje 😉 W Twoim dzisiejszym pisaniu widzę echa wystarczaizmu, którym i ja co jakiś czas wprowadzam otoczenie w konsternację. Wybieram to, co jest dla mnie na tyle ważne, że chcę w tym być świetna. I równie świadomie wybieram to, w czym nie muszę doskonała. W pewnych obszarach 70% jakości mnie zadowala, a w innych nawet 50%. To świadomy wybór i staram się go trzymać, chociaż nie zawsze jest łatwo w tym wszechobecnym pędzie do doskonałości, którym batoży nas często otoczenie.

paulinabasta.com

albo sami się batożymy (tak sobie myślę)… 😉

W końcu rzadko kto jest w stanie nam dołożyć jak my sami 😉

paulinabasta.com

Prawda. Znam z autopsji;).

Grzegorz

Nie czuję potrzeby chwalenia się, gdzie byłem i co obecnie robię. Pod tym kątem jestem „przeciętny”, a nawet więcej – nie żyję, bo nie mam FB czy instagrama. Nie żyję również zawodowo – moja \'przeciętność’ nie pozwala mi od ponad roku na znalezienie pracy. Czy jestem ambitny ? Jestem. I co z tego …

Są dwie rzeczy na świecie, które szczęścia nie przynoszą:
– być traktowanym jak nadczłowiek
– dążyć do bycia nadczłowiekiem

paulinabasta.com

Marcin, pewnie nie są jedyne, ale zgoda, że wchodzą w skład zestawu:).

Menu oczywiście jest szersze – problem w tym, że nie tylko świat ale i my sami sobie gotujemy coraz więcej 🙁

paulinabasta.com

Zgadzam się, more than ever ..

Ja tam myślę, że to nie kwestia samej retoryki ale raczej jej odbioru…bo jest mi bliska myśl, że każdy może być wyjątkowy i jest wyjątkowy, trzeba tylko tą wyjątkowość w sobie zdefiniować…bo oczywiście nie każdy we wszystkim ale że każdy to pewne. Spotykam na swojej drodze bardzo dużo osób, wielu zarządzało mną wieloma ja z wieloma łączą mnie relacje typowo prywatne…ale dla mnie każda z tych osób jest wyjątkowa…
Co zaś do presji to ona jest w mojej ocenie bardzo cenna, ale trzeba umieć właściwie na nią reagować i właściwie ją dawkować…brak presji w niczym nie pomaga….

Czytam i jak zwykle nie mogę się nie zgodzić z tym co piszesz. Presja bycia doskonałym jest wpisana w moje życie – zarówno zawodowe, jak i prywatne. To zwykle presja bycia takim doskonałym – nie, nie dla siebie, ale dla mojego otoczenia – szefa, współpracowników i Partnera. Od miesięcy pracuję na tym, żeby nie być doskonała dla innych, ale żeby być dobra dla siebie 🙂

Zacytuję scenkę z filmu animowanego „Iniemamocni”:

„… a potem sprzedam te wszystkie patenty i każdy będzie sobie mógł być SUPER.
A jak WSZYSCY są super to NIKT nie jest.”

Kurcze moze sie czepiam ale zapadl mi w pamiec Twoj tekst o najlepszym rekruterze, czy Pani aby na pewno jest najlepsza w swojej agencji? cos w tym stylu. Moze nieswiadomie, moze nie z ta intencja ale jednak przeslanie bylo podobne…

paulinabasta.com

Cieszę się, że napisałaś. To nie czepialstwo, tylko próba doprecyzowania (= u mnie zawsze w cenie).
Te dwie kwestie są jednak od siebie skrajnie różne. Tekst o rekrutacji mówił o zjawisku, które w życiu zawodowym widzę od lat. Czyli o tym, że kobiety (w dużej części) czują wyjątkowy dyskomfort, kiedy mają na swój temat powiedzieć coś dobrego. Jest pąs na twarzy i zakłopotanie. Nawet, gdy człowiek (tak jak w przypadku moich kandydatek) obiektywnie jest rakietą.
Dzisiejsza opowieść jest w zupełnie w innym kraju. Że ważne, są tylko rzeczy ważne. I, że warto oddychać.

Katarzyna

Świetny wpis. Obawiam się, że dziś to właśnie moda: albo jest się idealnym i zapracowanym albo nie np. bycie hipsterem. Pytanie brzmi kiedy przestać być idealnym…

Chyba moge smialo powiedziec, ze jestem mistrzem przeciętnośc 🙂

Czasem zastanawiam skąd we wszystkich ta potrzeba wyjątkowości. Czy żeby być szczęśliwym, trzeba być wyjątkowym? W końcu skoro każdy będzie wyjątkowy, to tak naprawdę nikt nie będzie, bo wyjątkowość będzie czymś powszechnym.

Rzeczywiście w dzisiejszych czasach bardzo łatwo wpaść w tę pułapkę doskonałości, kiedy dookoła lansuje się ludzi pozornie idealnych. Jednak nie należy zapominać, że jest to tylko twór, który z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.

Ja myślę, że w byciu „wyjątkowym” wcale nie chodzi o bycie naj (ani najbrzydszym, ani najlepszym), a bardziej o pozostawanie sobą, bez przejmowania się opinią innych i pozwalając sobie na pielęgnowanie tego, co sami w sobie lubimy. Czy to nie wystarczy?