Dlaczego nigdy nie osiągniesz sukcesu?
Zdjęcie: fot. Sebastiaan ter Burg
22 kwietnia 2015 Praca 14 komentarzy

Dlaczego nigdy nie osiągniesz sukcesu?

Tytuł trochę na zaczepkę. Pytanie jednak absolutnie zasadne.

Odpowiedź jest dość prosta. Masz bowiem tylko dwóch przeciwników. Statystykę i… siebie samego.

Statystycznie rzecz ujmując, sukces w życiu zawodowym osiąga m/w co dwudziesta osoba (ujmując temat optymistycznie – żebyś się nie załamał Basta-Czytelniku). Definicja tego sukcesu może być bardzo różna. Dla uproszczenia jednak przyjmijmy, że mowa o awansie w strukturach firmy i wędrówka przez kolejne jej szczeble. Logika prowadzi nas więc do bardzo prostego wniosku: im wyżej jesteś, tym powiększa się liczba osób, z którymi konkurujesz. Innymi słowy, rzeczona statystyka coraz mniej Ci kibicuje.

Drugi przeciwnik jest czasami nawet potężniejszy niż poprzednik. Mierzysz się bowiem z własną naturą. Sukces w życiu zawodowym zawsze coś kosztuje. A to jakiś nieznany wcześniej wysiłek, a to wejście w temat, zupełnie poza twoją strefą komfortu. Momenty niepewności, obaw czy innych pochodnych się mnożą. Ludzie bardzo często chcą „coś” w życiu osiągnąć. Dużo mocniejsza jest w nich jednak inna emocja. Strach przed nieznanym. Czasami paraliżuje, a czasami po prostu nie dopinguje. I to wystarczy, żebyś odpuścił. Każdy by przecież odpadł z maratonu, gdyby przy kolejnych przeszkodach, słyszał tylko „a po co Ci to było, odpuść temat i wracaj do domu, gdzie wygodnie i ciepło”, albo „ciesz się z tego, co masz… po cholerę Ci kolejne wyzwania… pójdziesz w nowe, a nuż Ci się nie uda”.

I tak mijają lata, a Ty żyjesz tak, jak chcesz lub tak jak Ci wychodzi.

Aż do momentu, kiedy przychodzi olśnienie, chwila nadziei na zmianę kursu. Ta nadzieja siedzi… w logice (lof logika). Dociera do Ciebie, że przecież statystyka dzieje się tłumom. Ludziom, którzy albo są przeciętni, albo tę przeciętność akceptują. Nie myślą zbyt wiele, bo wnioski często trudne (nie mylić z bezmyślnością). Nie planują, bo plany czasami nie wychodzą. Nie lubią, jak coś im nie wychodzi. Strategia na życie jest prosta, planuj to, co wiesz, że Ci wyjdzie. Tak rodzi się coś, co niektórzy nazywają szczęściem (= spokojem), inni zaś statystyczną szarością. Każdemu wedle potrzeb.

Ty jednak już dziś jesteś o krok do przodu. Przez ostatnią minutę (być może z kawałkiem), chcąc nie chcąc, myślałeś o sobie. Czytając o statystyce sukcesu, pewnie wzrok przejechał się po ludziach, którzy Cię otaczają (jeśli siedzisz właśnie w pracy). To próba oszacowania, kto jest tym dwudziestym wybrańcem. Jeśli nie padło na Ciebie, trudno. Wiesz jednak, że masz wybór. Dziś możesz zdecydować, którędy wiedzie twoja droga. A potem już z górki, trzeba tylko dopilnować, żeby ten scenariusz się sprawdził.

 

14 komentarzy
Poprzedni Dzień dobry, jestem Waldek. Waldek, co szuka pracy Następny Nie martw się... do 18-tej

Zrezygnuj

Witaj. Skąd pochodzą te statystyki? Nawet jeśli są przybliżone to ciekawa jestem źródeł, bo coś się we mnie buntuje jak czytam, że statystycznie 5% populacji (?) osiąga sukces. Raz że wydaje mi się to mega mało. Ale OK, liczby czasem zaskakują. A dwa, że ostatnio mam problem z różnymi mądrze-brzmiącymi miarami niemierzalnego.

paulinabasta.com

Naimie,
jak wszystko na blogu – z mojej głowy, doświadczenia i obserwacji.
Tok myślenia był bardzo prosty, acz logiczny.
Jako, że piszę o korpo, to w tym środowisku temat jest mocno przeliczony/ ogarnięty. W skrócie mówiąc, żeby model biznesowy był wydolny, na każde (min.) 20 osób, przypada 1 dowódca. Taka jest pojemność systemu. Im wyżej stoi dowódca, tym więcej takich grup ma pod swoim skrzydłem.
W tekście, dla uproszczenia, „sukcesem” nazywam wędrówkę w korpo, po kolejnych rolach managerskich.

Excel przyjmie wszystko 😉 Dobrze, że w komentarzu dorzuciłaś wątek o wydolności organizacji, bo czułem się „niedojedzony” tym wpisem.

OK takie wyjaśnienie mi pasuje a te 5 % wydaje się mniej zaskakujące przy założeniu, że tutaj sukces to bycie dowódcą w ściśle określonym korpo-kontekście. W ten sposób (mam na myśli tylko życie zawodowe) spokojnie zostaje miejsce dla drobniejszych, subiektywnych, „projektowych” sukcesów oraz karier specjalistów/ekspertów w wąskich dziedzinach (klasyczna alternatywa dla dowódcy w korpo i nie tylko). Pozdrawiam 🙂

paulinabasta.com

Ja, z kolei przyznaję, że tekst rzeczywiście nosi znamiona uproszczenia w wersji premium:-) Sukces na ścieżce specjalistycznej jest równie istotny, jak na wszystkich innych. Kiedyś o tej odmianie też coś napiszę…

Basti, nie zgodzę się z Tobą, gdyż ponieważ albowiem potraktowałaś temat bardzo wąsko: sukces = sukces zawodowy, a to nie jest takie czarno-białe.
Dla mnie sukces osiągnęły osoby, które w jakiś sposób zmieniły rzeczywistość – swoją lub czyjąś. Sukces zatem osiągnął człowiek, który wygrał z chorobą, który zrzucił 120 kilo, taki, który rzucił wszystko i udał się w podróż dookoła świata lub napisał książkę i została ona wydana. Ja sukcesu upatruję raczej w owocach samomotywacji i determinacji, którą każdy człowiek na pewnym etapie życia dysponuje. Zatem tak myślę, że statystyki z mojej głowy są trochę łaskawsze niż z Twojej, bo w życiu oglądam wspaniałe historie ludzi, którzy świętują swoje sukcesy i są z nich dumni 🙂

paulinabasta.com

Masz absolutną rację… Gwoli wyjaśnienia: na blogu piszę głównie o pracy, stąd często dość wąska (w obliczu kosmosu) perspektywa… Pomysł na dziś był taki, żeby kij w mrowisko… to chyba z tych nudów;-)

hehe, myślę, że Ci się udało wielu ludziom ciśnienie podnieść tym postem 🙂 a co to będzie do lipca, hę? 😉

paulinabasta.com

Sama aż się obawiam;-)

Cześć, bardzo dobry artykuł (jak większość 😉 ), ale ze stwierdzeniem, że „im wyżej jesteś, tym powiększa się liczba osób, z którymi konkurujesz. ” nie mogę się zgodzić. Przynajmniej nie ma ona zastosowania we wszystkich przypadkach. Co ciekawe – szczególnie w korpo. Już tłumaczę dlaczego. W przypadku smukłej struktury zarządzania (nasze ulubione korpo) im wyżej tym mniej ludzi na równoległej pozycji. Zmieniłbym więc stwierdzenie, \'więcej ludzi’ na \'większą ilość’ (procentowy udział) mocniejszych konkurentów / lub z większym głodem na sukces. Na samym dole udział tych ludzi jest mniejszy, ale ze względu na strukturę ilościowo będzie ich więcej – tyle, że relatywnie słabszych. W płaskiej strukturze organizacji zasada im wyżej tym więcej prędzej znajduje zastosowanie. Moja konkluzja – finalna ilość \'konkurencji’ (pomijając jakość) może byc stała, spadać lub wzrastać – wszystko to zależy od struktury organizacyjnej.

Digital Tube

Tytuł artykułu jest niejako niepełny i powinien brzmieć „Dlaczego nigdy nie osiągniesz sukcesu zawodowego?” Choć wiadomo, że publikacja dotyczy sfery zawodowej. To chyba zależy od człowieka, ale jeśli nie osiągnie się sukcesu osobistego, żaden inny sukces nie ma znaczenia. Przynajmniej dla mnie 😉

paulinabasta.com

To prawda. Ten wątek jednak wzięłam „na domniemanie” :-).

Patrycja

„Logika prowadzi nas więc do bardzo prostego wniosku: im wyżej jesteś, tym powiększa się liczba osób, z którymi konkurujesz. ” Autorko, czy możesz to rozwinąć/wyjaśnić? Być może źle Cię zrozumiałam, ale wydaje mi sie, ze im wyżej, tym mniej konkurentów, wiec niby łatwiej, ale za to w tym położeniu trzeba mieć czym konkurować 🙂 chociaż ostatecznie jestem zdania, ze nie warto generalizować…

paulinabasta.com

Cześć Patrycja,
przyznam, że musiałam wrócić do tego tekstu, bo powstał jakieś 8 miesięcy temu i już mój mózg trochę go zasypał kurzem.
Twoje pytanie udowodniło mi, że precyzja w pisaniu jest równie ważna jak pomysł/temat/forma.
W odpowiedzi:
chodziło mi o zasięg potencjalnych konkurentów (mogą pochodzić z różnych zakątków świata, stąd ich podwyższona liczba) oraz ich procentowa wartość w stosunku do całości (współ)pracowników na tej samej grzędzie co Ty.
Twoją (słuszną) uwagę na pewno zapamiętam. Czas przeszlifować umiejętność precyzyjnego wyrażania myśli.
Dziękuję.