Każdy manager pracuje czasami po godzinach. Bo kryzys do ogarnięcia, bo klient piłuje, bo dzień okazał się zbyt krótki.
Dziś myśl prosta, acz ważna. Ważniejsza niż może Ci się wydawać.
Ten scenariusz znamy wszyscy
Przychodzisz rano do pracy. Godzina ósma z kawałkiem. Odpalasz komputer, idziesz po kawę. Po drodze do kuchni wymieniasz poranne uprzejmości z ludźmi, których mijasz. Dzień zaczyna się optymistycznie.
Wracasz do biurka, na nos wjeżdża okular. Patrzysz i oczom nie wierzysz. Wczoraj z biura wyszedłeś po 18-tej. Wszystkie wiadomości priorytetowe miałeś ogarnięte. Dziś czujesz, że chyba niczego już nie ogarniasz.
Skrzynka płonie. A to dopiero poranek…
Na przestrzeni 22.oo – 1.oo szef wysłał Ci całe stado wiadomości. Tych tylko do Ciebie, tych do całego zespołu i tych, których nie lubisz najbardziej – bez słowa komentarza, po prostu nowoczesne: eF-łaY-Aje czy inne ForWarDy.
I tak właśnie poranny optymizm dnia, w sekundę przepoczwarza się w śmierdzący prezent, który ktoś podstępem i w nocy podrzucił Ci na wycieraczkę.
Ten tekst nie jest apelem o to, żeby nie pracować nocami. Wręcz przeciwnie. Sama czasami to robię. Bo muszę, chcę, tak mi jest łatwiej. Szczególnie na stanowisku kierowniczym, możliwość auto-regulowania godzin pracy jest potrzebna i często bardzo wygodna.
Ten tekst jest apelem o to, żeby nasze decyzje o pracy poza standardowymi godzinami, pozostawały… tylko nasze.
Jeśli jesteś więc kierownikiem i łupiesz po nocach, upewnij się tylko, że:
- Nie zasypujesz zespołu mejlami z północy. Jeśli myślisz, że tego typu praktyka sprawi, że ludzie docenią twoją ciężką pracę – jesteś w błędzie. Zamiast podziwu, wzbudzisz niepokój w kilku kategoriach:
– ludzie wyspekulują, że skoro Ty tak pracujesz, podobne oczekiwanie masz wobec pracowników (a z perspektywy budowania efektywnych relacji z pracownikami, byłoby to, bynajmniej nieroztropne);
– twoje akcje na giełdzie „ogarniaczy wszechświata” spadną drastycznie. Bo co to za człowiek, który nie ma nic poza pracą. Niczego nie można mu nawet zazdrościć. Na pewno nieszczęśliwy. A jak zamknie wreszcie komputer, to zapije lampką wina i padnie. Na pysk.
- Jeśli nadrabiasz zaległości w korespondencji – zapisz sobie odpowiedzi w szkicu (drafcie) i jednym kliknięciem poślij je w świat rano. Albo po prostu, pracuj w trybie offline. Jak następnego dnia połączysz się z siecią, wiadomości same wjadą w internety.
I oczywiście, że wszystko zależy od zespołu, typu pracy, umowy jaką mamy z własną drużyną. Jeśli zarządzasz grupą konsultantów lub siedzisz w głębokich projektach, jasne, że cykle pracy mogą być różne. Kwestia natury biznesu, ale też dojrzałości pracowników i relacji, które z nimi zbudowałeś.
We wszystkich przypadkach jednak, warto na chwilę pochylić się nad własną metodą pracy i sprawdzić czy, i na ile wspiera ona grupę dookoła. Może się bowiem okazać, że coś, co sam uważasz za dowód oddania i poświęcenia „sprawie” (zabójcza orka po nocach, weekendach, kiedy-się-da), w zespole budzi niepokój i skrajnie złe emocje.
Dbaj o emocje. Próbuj wzbudzać tylko te dobre.
Dobrze gada 🙂
Masz rację maile, które wysyłane są w godzinach wieczorno-nocnych, albo jeszcze gorzej w weekendy nie budzą dobrych emocji…szczególnie wśród pracowników niższego szczebla.