Był taki czas, kiedy wszyscy znajomi zaczynali się żenić lub wychodzić za męża.
Potem był taki, kiedy ci sami, na naszej-klasie (jeszcze wtedy) postowali zdjęcia świeżo-kupionych mieszkań.
Dalej były wyjazdy. Bliższe i te równikowe. Później dzieci, skoki ze spadochronem, jedzenie sushi zamiast schabowego. No i druga runda dzieci.
Zdjęć tych drugich było już mniej. I już raczej na instagramie. Z filtrem za $3,99.
Dziś jest moment, kiedy znane mi pary dużo mniej postują. Najczęściej z korzyścią dla rodziny i oglądaczy. Powody jednak nie są już takie radosne. Dzień jak co dzień zjada. Czasami pożera. W całości. Z włosami. Na nogach też.
Zamiast wspólnych śniadań, jest próba dotarcia na czas do pracy. Po drodze trzeba jeszcze odwieźć potomstwo, które też przecież musi do swojej zdążyć, ale współpracować nie chce ni cholery.
Potem zaczyna się dzień.
Warto go przeżyć. Najchętniej mądrze. Z klasą, stylem, uważnością, atencją dla tego, co ważne. Żeby lekko było, czasami zabawnie. Żeby chwile grozy przykryć momentami geniuszu. Najlepiej rodzimego, z własnego mózgu, lub mózgu tych, co najbliżej. Żeby nie dać się udusić smogiem cudzej niechęci. Żeby mieć czas i dawać czas. Żeby pracować z lubienia. Nie zaniedbywać tych, którzy najważniejsi, ale pamiętać o kim-się-da-w-zasadzie. I przy tym wszystkim, nie gubić azymutu na „ja”. Bo „ja” też jest ważne. Bez „ja”, nie ma „oni”. Bez „ja” gaśnie światło.
No i na koniec, żeby w tym wszystkim jeszcze świecić białym uśmiechem, sukmanę mieć pięknie wyprasowaną, a włos zamknięty, błyszczący i bez śladu wichury. Nie zapominać, nie gubić, nie spóźniać się nigdy. Nie mieć konfliktów, wzbudzać wyłącznie sympatię. Po pracy gotować i piec. Wiadomo, że chleb z własnego zakwasu. I lubić sprzątać. To koniecznie. Porządek przecież musi być.
PAUZA
Trudne jak szlag. Męczące jak dwa.
Męczące dla Ciebie. Człowieka, który poza pracą ma równoległe życie, w kategorii najważniejsze. Takie, które stara się ogarnąć. Snuje zatem teorie o work-life balance (kiedyś o tym pisałam tutaj), próbuje integrować co się da, czyta mądre książki, w czasie, który wciąż skrajnie deficytowy.
Czasami dochodzi do swojego sedna. Czasami trafia go absolutna czeluść.
I z tą czeluścią siada wieczorem na sofie.
Obok osoby, która lata temu była mu najbliższą. Jeszcze pamięta dlaczego. Wie jednak, że ta pamięć przychodzi mu coraz trudniej.
Siada i chce.
Odpocząć.
Poczuć przyjemność bycia. Porozmawiać o rzeczach ważnych, albo o pierdołach. Chce nasnuć kilka kolejnych planów. Na wspólność, na lekkość. Żeby było na co czekać. Chce, żeby przynajmniej na tej sofie nie było kolejnych zadań. Żeby nie było trzeba. Żeby wszystko było można.
Ale dziś przecież trzeba. Zrobić zakupy w tesco online, ogarnąć plan dnia na jutro, spłacić kartę kredytową, zadzwonić do mamy, obciąć pazur, odnowić ubezpieczenie na mieszkanie, zorganizować następne urodziny twojego synka i…
paść.
Zasnąć i obudzić się rano.
Żeby kolejny raz pójść do pracy.
Od nowa.
Jak co dzień.
PAUZA
Życie w dorosłym świecie jest stymulujące, ale często wymaga więcej niż byś chciał.
To codzienne wybory między tym gdzie lokujesz, a gdzie chcesz lokować swoją energię. Komu i czemu pozwalasz zjadać swój czas i chęci.
Żeby mieć dobre życie, trzeba chcieć.
Chcieć się o to starać.
To już.
Koniec.
Albo początek.
Miłość.
… i basta:) Takie jest życie w swoim kolorycie.